26 maja 2014

Ślęza - dwór





Zamek Topacz - tak przyjęło się nazywać zabytkowy kompleks budynków, znajdujący się w miejscowości Ślęza. Topacz nie jest nazwą o proweniencji historycznej, nadano ją współcześnie od nazwy inwestora Topacz Investment sp. z o. o., który nadzorował remont i przebudowę obiektów zakupionych w 2002 r. przez małżeństwo wrocławskich przedsiębiorców (znanych producentów telewizyjnych, właścicieli firmy ATM). Z kolei Ślęzy nie należy mylić ze Ślężą - ta pierwsza to wioska położona tuż pod Wrocławiem. Choć tyle razy byłam w pobliżu, o istnieniu "zamku" nie miałam pojęcia. Jego odkrycie zawdzięczam człowiekowi "stamtąd", który zna Topacz jak własną kieszeń. Opowiadał o nim z niekłamanym entuzjazmem i w samych superlatywach. Nie pozostało mi nic innego, jak przekonać się na własne oczy, co to za miejsce.
Gdy wjeżdża się do wioski, prawie na początku zabudowań, wzdłuż głównej drogi ciągnie się solidny, okazały mur. Takiego "drogowskazu" nie sposób przeoczyć. Za bramą wjazdową wypełniony po brzegi parking i ścieżka prowadząca na duży, otwarty dziedziniec z fontanną pośrodku. W dwóch odrestaurowanych, pastelowo otynkowanych budynkach pofolwarcznych (w dawnym spichlerzu i rządcówce) mieszczą się hotel i restauracja. Wewnątrz prowansalski styl i wyciszony, kameralny nastrój. Ale żeby zrozumieć, a raczej poczuć, specyfikę Topacza, trzeba pójść dalej. Może to trochę potrwać, bo cały należący do niego teren zajmuje przeszło pięćdziesiąt hektarów.
Z folwarku przetrwało, prócz spichlerza i rządcówki, wiele innych budynków. Nie wiadomo jednak, z jakiego pochodzą okresu. Jedyna wzmianka dotyczy wpisanej do rejestru zabytków oficyny, datowanej na drugą połowę XVIII w., obecnie będącej w remoncie. Dawna stodoła, powozownia i stajnia po konserwatorskim liftingu nabrały industrialnego sznytu: goła cegła, wydłużone, kanciaste kształty, miniaturowe okna kratowane szprosami - minimalizm w najlepszym wydaniu. We wnętrzach zachowały się oryginalne konstrukcje, jak choćby zjawiskowe sklepienia kolebkowe wsparte na marmurowych kolumnach. Drewniane belki stropowe i ceglane ściany dopełniają ten loftowo-folwarczny styl.







"Zamek" stoi na samym końcu zabudowań. (Taką kolejność narzuca współczesny plan zagospodarowania posiadłości, choć możliwe, że kiedyś główne wejście znajdowało się z innej strony).  Mimo że jest jeszcze w trakcie renowacji, wygląda krystalicznie czysto i świeżo; jak na budowlę liczącą kilkaset lat - aż nierealnie. Gdyby nie źródła potwierdzające jego odległe pochodzenie, można by pomyśleć, że to współczesna replika, wybudowana całkiem niedawno, na potrzeby historycznej rekonstrukcji lub produkcji filmowej. Ale taka już widać natura ślęzańskiej budowli: przewrotna i nieobliczalna. I dlatego też nie powinien dziwić fakt, że tak naprawdę nigdy nie była zamkiem, choć takie określenie przylgnęło do niej i przyjęło się w przewodnikowo-marketingowym skrócie i uproszczeniu. A to właśnie w rozwinięciu owej historii tkwi niezwykłość i magnetyzm budowli, wzniesionej w czasach średniowiecznych, w XIV lub XV w.
Jak ją zatem nazwać? W opisach ślęzańskiego zabytku przeplatają się dwa określenia: wieża i dwór. Może to wprowadzać pewien mętlik, a nieostrość obu pojęć i wielość ich desygnatów nie ułatwiają odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie. W pojęciowym tyglu historycznych budowli mieszają się bowiem wieże rycerskie z wieżami mieszkalnymi i obronno-mieszkalnymi, a dwór jawi się z kolei jako kategoria zupełnie odrębna, z tymi pozostałymi niemająca nic wspólnego (choć istnieje też nazwa "dwór obronny"). Wieżę uważa się za siedzibę rycerską, dwór - za szlachecką. Pierwszej przypisuje się funkcję głównie obronną, drugiej - mieszkalną. Wieże kojarzą się z zamierzchłym średniowieczem, dwory - z okresem przedwojennym. Jak zatem w przypadku jednego obiektu pomieścić i pogodzić tak różne cechy?
Gdyby oprzeć się na niektórych informacjach z dziejów Ślęzy, można by przyjąć, że najpierw wybudowano tu gotycką dwupiętrową wieżę z kamienia i cegły, którą w kolejnych stuleciach podwyższano o dodatkowe kondygnacje i powiększano o nowe skrzydła. W owej chronologii trudno niestety nieomylnie wytypować datę dobudowania do wieży niewielkiego dwupiętrowego budynku renesansowego: czy było to ok. roku 1618, kiedy posiadłość należała do rodu von Vogtów, czy znacznie później, w drugiej połowie XIX w., po tym, jak majątek wykupił Leopold Schoeller, znany na Śląsku przedsiębiorca, potentat w branży cukrowniczej (należało do niego kilka wrocławskich cukrowni), właściciel ziemski.
O budowli w jej pierwotnej, najwcześniejszej postaci przyjęło się mówić: "wieża mieszkalna/obronno-mieszkalna". O jej funkcji mieszkalnej mogłyby świadczyć pozostałości po latrynie i kominku, a o obronnej - grubość murów dochodząca do 1,7 m oraz nieistniejąca już obecnie fosa. W którym natomiast momencie przeistoczyła się w dwór w sensie: "siedziba ziemiańska [...] w Polsce od średniowiecza" (Encyklopedia, PWN, 1973 r.)? Czy do zakwalifikowania jej do tej kategorii budowli świeckich uprawnia zmiana jej bryły i wyglądu (dobudowanie renesansowego budynku mieszkalnego) oraz przeznaczenia (zaprzestanie funkcji obronnej), czy raczej tradycja, obierająca za początek polskiej "ery dworskiej" wiek XV? A może należałoby, przychylając się do zapisu istniejącego w rejestrze zabytków Narodowego Instytutu Dziedzictwa, pozostać przy określeniu: "wieża obronna z dworem"? Trudny wybór.
Jakkolwiek by jednak nie nazywać obiektu w Ślęzie, z pewnością należy on do cennych i unikatowych zabytków dawnej architektury świeckiej. Choć nie jest typem budowli rezydencjalnej, która mogłaby konkurować z innymi o miano pierwszeństwa w konkursie piękności, posiada atut, który jest dany tylko nielicznym: średniowieczne pochodzenie. Aż trudno uwierzyć, że przez te wszystkie lata utrzymała się w prawie nienaruszonym stanie. Mimo prostej powierzchowności, pozbawionej krzykliwych atrybutów zamożności i wysokiego statusu dawnych właścicieli, posiada kilka ciekawych, godnych uwagi elementów architektonicznych: facjaty wzbogacone jedynymi w swoim rodzaju szczytami wolutowymi z wplecionymi motywami orlich głów, oculusy w górnych płaszczyznach elewacji, narożniki podkreślone boniowaniem, attykę wieńczącą jedno ze skrzydeł wieży, arkadową dobudówkę w tylnej elewacji. A jeśli przyjrzeć się z bliska nieotynkowanym murom wieży, na cegle można dostrzec wyblakłe ślady po małych otworach okiennych, zamkniętych półkoliście lub ostrołukowo.    














Topacz to miejsce niezwykle przyjazne, wychodzące naprzeciw wszelkim gustom i potrzebom. W historycznie nacechowanej przestrzeni można nie tylko obcować z interesującą architekturą, ale też z przyrodą, która szczodrze obdarowuje swą obfitością. Jak okiem sięgnąć, niekończące się ścieżki, bezkresne łąki i drzewa: strzeliste, rozkołysane na wietrze. Pomiędzy nimi staw wielkości jeziora, na tyle duży, by pływać po nim kajakiem. Albo wylegiwać się na drewnianym pomoście i gapić w niebo. Można też spędzić czas aktywniej, na sportowo, oddając się grze w golfa lub tenisa. Ale niektórzy przyjeżdżają tu w jednym konkretnym celu: obejrzeć z bliska zabytkowe samochody i motocykle. Imponująca kolekcja, zgromadzona przez obecnego właściciela posiadłości, pasjonata motoryzacji, liczy ok. stu pojazdów polskiej produkcji z okresu dwudziestolecia międzywojennego i czasów PRL oraz wiele egzemplarzy rolls-royce'ów i bentleyów. Wszystkie wymuskane, wychuchane, co jeden to oryginalniejszy, cudaczniejszy.
Gospodarze dwoją się i troją, by stworzyć tu miejsce wszechstronne, przyciągające nie tylko tropicieli historii, ale i tych, którzy pragną w ciekawy i aktywny sposób spędzić wolną chwilę. Drzwi stoją otworem dla wszystkich, a kreatywność i przedsiębiorczość właścicieli nie zna granic. W programie na stałe gości nie tylko organizacja imprez firmowych, biznesowych czy rodzinno-towarzyskich, ale również, co warto podkreślić, wydarzeń kulturalnych: przedstawień teatralnych, operowych, koncertów. Niektóre z nich odbywają się w plenerze, który stanowi gotową, żywą oprawę plastyczną dla widowisk.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz