27 września 2012

Kiełczyn - kościół pw. Narodzenia NMP


Są takie miejsca, w których czas płynie spokojnym rytmem i gwiżdże na zgiełk gnających sekund. Są takie miejsca, w których powietrze jest przezroczyste i ma zapach budzącego się lata. Tu każdy kamień, rysa na ścianie, krzyż, wieża i okno są jak posłańcy wieczności. Trafiając tu, zamyka się drzwi za teraźniejszością, przekracza próg nieznanej epoki.
Najpierw widać leśne wzniesienie, a na jego wierzchołku, w gęstwinie drzew i krzewów fragment wieży i białą plamę murów. U podnóża wyłania się wydeptana ścieżka wiodąca pod górę. Kroki w posłusznym rytmie prowadzą do nieznanego celu: zamku, klasztoru, a może kościoła? Budowla pozostaje tajemnicą niemal do ostatniej chwili; dopiero kiedy na końcu drogi wynurza się bielony mur ogrodzenia, a za nim kręte kamienne schody, wszystko staje się jasne, a zarazem od pierwszego wejrzenia fascynujące i urzekające. Ledwo rozejrzawszy się dokoła, natychmiast ulegamy nieodpartemu urokowi i magii, jakimi odurza to miejsce. A wszystko za sprawą niewielkiego kościółka, który wrósł na trwałe w tutejszy pejzaż jak opierająca się siłom natury i człowieka niezniszczalna skała. Stanął na tym skrawku ziemi niemal równocześnie z pojawieniem się pierwszych osadników wioski i pozostał z nimi setki lat.



Z najstarszych informacji o Kiełczynie, odnoszących się do początków XIII w., wynika, że w owym czasie mieszkańcy mieli już swoją pierwszą, prawdopodobnie drewnianą, świątynię. Kilkaset lat później, mniej więcej na przełomie XV/XVI w., zastąpiono ją budowlą murowaną. Przez niemal sto lat kościół należał do luteranów, którzy wówczas stanowili większość ludności zamieszkującej wioskę. Kiedy w 1654 r. majątek wrócił w posiadanie katolików, znajdował się w fatalnym stanie, do którego w dużym stopniu przyczyniła się wojna trzydziestoletnia. Nie wiadomo dokładnie, w którym roku kościół nawiedziła kolejna klęska - pożar. Doszczętnie zniszczoną świątynię wraz z plebanią odbudowali i zaprowadzili w niej na nowo ład franciszkanie ze Świdnicy, którzy byli jej kolejnymi, po benedyktynach i dominikanach, gospodarzami. Niemałe zasługi w rozwoju parafii i dalszej rozbudowie kościelnych dóbr przypisuje się proboszczowi Krzysztofowi Ferdynandowi Krischcie, który sprawował swój urząd od 1680 r. W ciągu pięćdziesięciu lat nie tylko odnowił i doposażył kościół oraz wybudował nową plebanię (istniejącą do dzisiaj), ale i dbał o swych parafian. Jego chlubnym kontynuatorem był archiprezbiter Franz Dominik von Almesloe (późniejszy biskup pomocniczy diecezji wrocławskiej), który szczególną troską otaczał chorych i biednych.





Plebania kiełczyńska może poszczycić się wizytą słynnych postaci historycznych, m.in. króla pruskiego Fryderyka II oraz nuncjusza apostolskiego Achillego Rattiego, późniejszego papieża Piusa XI.
Kościół w Kiełczynie jest jednym z kilku w diecezji świdnickiej sanktuariów maryjnych. Kult Matki Bożej Łaskawej narodził się w XV w. i zapoczątkował tradycję pielgrzymowania do - uznanej za cudowną - figury przedstawiającej Matkę z Dzieciątkiem. Postaci odziane są w złote szaty, a ich głowy zdobią korony w tym samym kolorze. Posąg znajdujący się obecnie w kościele jest kopią oryginału, wykonanego prawdopodobnie w XV w., który padł łupem złodziei. 
Wnętrze świątyni zdobią liczne zabytki XVIII-wiecznej sztuki sakralnej, wśród których za najcenniejsze uchodzą barokowy ołtarz, drewniana ambona pokryta rzeźbami ewangelistów i polichromią oraz kamienna chrzcielnica; zachowały się również organy z 1893 r. marki Schlag & Söhne. 
W samym zewnętrznym wyglądzie kościoła, w jego murach, w otoczeniu jest coś metafizycznego, jest siła spokoju i moc przyciągania, która każe zatrzymać się, przystanąć, zastanowić się. Sporo do myślenia dają choćby tajemniczo wyglądające płyty kamienne w ścianie frontowej: jedne z postaciami dzieci (chłopców i dziewczynki) i wyrytymi, z trudem dającymi się odczytać inskrypcjami, inne pokryte gęsto literami, symbolicznymi i rodowymi motywami, zdobieniami. Później dowiaduję się, że epitafia pochodzą z XVII w. Pierwsze z nich są poświęcone zmarłym dzieciom wywodzącym się z możnych rodów zamieszkujących te tereny, drugie - bliżej nieokreślonym członkom rodziny von der Heydów







Wzdłuż muru obwodzącego kościelne tereny ustawione są stacje Drogi Krzyżowej. Minibudowle, wykonane z kamienia, z wmurowanymi barwnymi obrazami (a może płaskorzeźbami - nie jestem pewna) przedstawiającymi poszczególne sceny z męki Chrystusa, przypominają długowieczne przydrożne kapliczki. Gdzieniegdzie można też znaleźć pozostałości ocalałe z przedwojennego cmentarza: płyty nagrobne, kamienne krzyże.




Teren wokół kościoła jest starannie utrzymany, co w połączeniu z malowniczym krajobrazem znacznie łagodzi posępność unoszącą się zazwyczaj nad miejscami kultu religijnego. Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat kiełczyńskiego wzgórza, a rozciągający się z niego widok na okolicę koi zmysły i przynosi wytchnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz