9 września 2015

Kopice - pałac



To mogłaby być wciągająca, wartka opowieść o pałacu, jakich mało. Ale nie będzie. W miejscu, gdzie powinien stać zabytek budzący powszechny zachwyt i podziw, są ledwo trzymające się kawałki ścian, idące na marne dzieło cenionych niegdyś mistrzów. To, co mogłoby być kapitałem historycznym i turystycznym, jest niechcianym przychówkiem, zmorą nierozgrzeszonej i nieuporządkowanej przeszłości i wrzodem na tyłku niejednego pana "na urzędach".
Po kilku latach zajmowania się tematyką dawnej architektury i śledzenia jej wątku w mediach, po przemierzeniu tysięcy kilometrów w poszukiwaniu ciekawych zabytków i po odwiedzeniu dziesiątek miejsc dopada mnie zniechęcenie i zwątpienie. Ślepy zachwyt i fascynację diabli wzięli, dając w zamian ostrość widzenia, która przybliża i odsłania ponury pejzaż naszych wsi i miast. Owo, wielce romantycznie i patriotycznie osławiane i wtłaczane w populistyczne hasła, "piękno naszego kraju" nosi niejedno imię, ale to najbardziej mi znane brzmi "degradacja". Patrzę na zainfekowane nią pojedynczo lub jeden po drugim zabytkowe mury, a często tylko jakieś ich rachityczne kikuty, i widzę pewną przypadłość, nierokujący, patologiczny przypadek niespotykany w innych krajach europejskich. W tamtych miejscach, przecież nieodległych geograficznie, cywilizacyjnie czy kulturowo, pałac wygląda jak pałac, a nie jak melina, pobojowisko czy wysypisko śmieci, zamek to budząca respekt, solidna budowla, a nie żałosna kupa kamieni, zaś zadbane zabytkowe domy i kamienice to ozdoba ulic, a nie szpecąca je narośl. Tam aż się prosi zapraszać gości, tutaj - wstyd. U nas tzw. zwiedzanie ma więcej ze stypy niż z uczty, z elegii niż ody; bliżej mu do włóczęgostwa po śmietnikach i pustostanach niż do błogiego obcowania ze sztuką. Czasami próbuje się je przekuć w przygodę okraszoną legendą o ukrytym skarbie, o pięknej księżniczce tudzież białej damie, niekiedy wtłacza się je w baśniową fabułę z gatunku "Za siedmioma górami, za siedmioma lasami...". Do tej pory z założenia unikałam podobnej narracji i omijałam szerokim łukiem wszelkie ruiny i zgliszcza. Ale taka taktyka po pewnym czasie prowadzi w ślepy zaułek - albo kreuje sztuczną rzeczywistość, w której wszystko jest ładne i cacy, a brzydota i degrengolada "to nie u nas", albo okrawa ją z nadpsutej tkanki, podsuwając wygłodniałym oczom najsmakowitszy kęsek. Tak czy owak - wymusza wykreślenie z mapy podróży większości zabytkowych nieruchomości.
Najczęściej mówi się o nich: "Nie miały szczęścia". Najczęściej jako winnych wskazuje się wojny, złych (obcych) ludzi, niesprzyjające czasy i wrogie nastroje społeczno-polityczne a także niełaskawy los. Wojny ucichły, wrogowie wrócili do siebie, sytuacja się unormowała, nastały dobre czasy. Zewnętrzne przeszkody ustąpiły, ale problem z zabytkami pozostał. Tkwi on w naszych głowach.
Tymczasem do odstrzału szykuje się (jak zwykle z pomocą "uczynnych" ludzi) kolejny pałac, jeden z największych na Opolszczyźnie, zaliczany do grona najświetniejszych osiągnięć XIX-wiecznej śląskiej architektury rezydencjonalnej. Z ewidencji pewnie nie zniknie jeszcze długo, aż do ostatniego kamienia, by przynajmniej wirtualnie zasilać zasoby naszego dziedzictwa, tak przecież u nas po bożemu szanowanego i pielęgnowanego.
Pałac znajduje się w Kopicach, niebrzydkiej wiosce w powiecie brzeskim. Zarośnięty ze wszystkich stron po sam szczyt, ogrodzony drucianą siatką, oznakowany tablicami ostrzegawczymi, na dodatek  pod eskortą stróża wygląda jak groźny przestępca albo niebezpieczny pacjent zakładu dla obłąkanych. Wystawiony jest na sprzedaż. Wypatruję jakichkolwiek oznak trwających w jego obrębie lub zakończonych przez obecnego właściciela (firmę) prac budowlanych. Wygląda jednak na to, że w ciągu paru ostatnich lat zdążył on jedynie postawić blaszany barak dla pracowników ochrony. Jest w końcu czego pilnować - kilka milionów złotych (tyle chce zarobić na nim rzeczony właściciel) w kamieniach. Pałac przerzucają sobie z rąk do rąk kolejni pseudoinwestorzy. Obrót nieruchomościami to ciągle intratny biznes. Pytanie tylko, ile jeszcze takich transakcji zdzierżą mocno nadwyrężone mury pałacu.
Właściwie trudno powiedzieć, ile tak naprawdę liczą lat. Historia rezydencji ma swój początek w roku 1783. Wiadomo, że wówczas Kopice należały do von Franckenów-Sierstorpffów przybyłych na Śląsk z Kolonii w pierwszej połowie XVIII w. W skład ich majątku wchodziło też kilka innych miejscowości w dzisiejszych powiatach: brzeskim, opolskim, nyskim i krapkowickim. To ich staraniem powstała w Kopicach pierwsza reprezentacyjna siedziba arystokratyczna. Nie wiadomo tylko, czy została ona wybudowana od podstaw, czy w oparciu o istniejącą wcześniej, w czasach rycerstwa, budowlę obronną. Ostateczny kształt uzyskała osiemdziesiąt lat później, kiedy jej właścicielami stało się małżeństwo von Schaffgotschów. Joanna wniosła do związku posag, Hans Ulrich szlachectwo. Ona pochodziła z biednej rodziny. Według jednej wersji jej rodzicami byli komornik (w tamtych czasach nazwa ta oznaczała chłopa nieposiadającego ani domu, ani ziemi, zamieszkującego u zamożnego gospodarza w zamian za pomoc w gospodarstwie i służbę u pana) i służąca, według innych - owa służąca stała się jej opiekunką po śmierci ojca i porzuceniu (lub wskutek zaniedbywania) przez matkę biologiczną. Kluczową postacią, kim by nie była dla Joanny, okazuje się tu w każdym razie owa kobieta pracująca u bardzo zamożnego człowieka, z którym los połączył również dziewczynkę i dzięki któremu jej życie diametralnie się odmieniło. Mężczyzna nazywał się Karl Godula (lub Godulla). Był to śląski potentat przemysłowy, właściciel kilkunastu kopalń galmanu, kilkudziesięciu węgla kamiennego i kilku hut cynku oraz posiadacz ziemski. Postać tyleż barwna i sławna, co kontrowersyjna, obrosła w różne legendy (zainteresowanym polecam strony: 1 i 2). Umierając bezpotomnie, niemal cały swój majątek przepisał kilkuletniej wówczas Joannie. Kiedy dorosła, stanowiła świetną partię, lecz do dobrego zamążpójścia brakowało jej tytułu szlacheckiego. Otrzymawszy go od króla pruskiego, wkrótce wyszła za mąż za hrabiego Hansa Ulricha, absolwenta prawa i ekonomii, świeżo upieczonego referendarza, porucznika regimentu huzarów. Jego przodkowie przybyli na Śląsk z Frankonii w XIV w. Trzy główne linie rodu doczekały się wielu postaci piastujących ważne urzędy, posiadających wysokie stopnie wojskowe, powiązanych z dworami książęcymi i najwyższymi władzami, od których w dowód uznania otrzymywały godności, zaszczytne tytuły i najlepsze posiadłości. Do Schaffgotschów należały m.in. zamki Chojnik i Gryf oraz pałac w Cieplicach. Prócz tego posiadali mnóstwo pomniejszych majątków rozsianych po całym ówczesnym Śląsku. Kopice wraz z przyległymi wioskami małżonkowie Joanna i Hans Ulrich zakupili w rok po ślubie. Nim wprowadzili się do kopickiej rezydencji, poddali ją gruntownej przebudowie. W międzyczasie mieszkali we Wrocławiu, w którym, notabene, kilkadziesiąt lat później urządzili swoją miejską neorenesansowo-manierystyczną rezydencję, stojącą po dziś dzień przy ul. Kościuszki (nazywaną przez wrocławian pałacykiem).
Schaffgotschowie z powodzeniem zarządzali odziedziczonym po Goduli majątkiem, na który składały się huty, kopalnie, szyby górnicze, udziały, posiadłości ziemskie i lasy. Kiedy handel cynkiem stał się mniej opłacalny, sprzedali huty, a kapitał ulokowali w wybudowanych przez siebie kopalniach węgla kamiennego. W 1905 r. założyli spółkę Gräflich Schaffgotsche Werke (Hrabiowskie Zakłady Schaffgotschów), do której należały m.in. kopalnie "Bobrek" i "Szombierki". Sporą część czasu i funduszy przeznaczali też na działalność charytatywną, w ramach której zakładali i/lub współfinansowali szkoły, sierocińce, kościoły, szpitale. Hrabia próbował też swoich sił w polityce: w latach 1868-1874 zasiadał najpierw w zgromadzeniu przedstawicielskim w Związku Północnoniemieckim, a później w parlamencie II Rzeszy Niemieckiej.
Cały dorobek Schaffgotschowie przepisali na czworo swych dzieci, ale to prawdopodobnie ich jedyny syn zajął się po ich śmierci zarządzaniem majątkiem w Kopicach.









Pałac, który budzi dziś tyle emocji i zachwytu, zasłynął po 1863 r., będąc siedzibą Schaffgotschów. Kiedy parę lat wcześniej zakupili oni majątek od Franckenów-Sierstorpffów, stała w nim rezydencja w stylu klasycystycznym. Po radykalnej przebudowie zmieniła się ona nie do poznania, później odeszła w zapomnienie. Po żmudnych poszukiwaniach udało mi się odnaleźć jedyną rycinę z 1860 r., na której została uwieczniona tamta budowla (strona). Darmo doszukiwać się podobieństw między tymi dwiema, jakże skrajnie różnymi, siedzibami obu rodów. Autorem projektu pierwszej z nich był Johann Georg Rudolf, ten sam, który zaprojektował wspomniany już pałac Schaffgotschów w Cieplicach. Architekt, któremu osiemdziesiąt lat później zlecono opracowanie nowej formy i kompozycji budynku, słynny Karl Johann Lüdecke (pracował przy budowie i przebudowie wielu śląskich kościołów i rezydencji a także budynku Nowej Giełdy we Wrocławiu przy ul. Krupniczej), nie pozostawił w jego wyglądzie niemal nic z dotychczasowej struktury. Z XVIII-wiecznej trzykondygnacyjnej bryły wzniesionej na planie prostokąta uczynił korpus nowej budowli, zachowując wewnątrz niezmieniony układ pomieszczeń, natomiast na zewnątrz obudowując go wieloma różnokształtnymi członami. Zgodnie z jego koncepcją dostawiono do budowli dwa skrzydła, wzbogacono jej fasadę z centralnym trzyosiowym ryzalitem o dwa boczne ryzality, po czym wszystkie trzy, a przy okazji ryzalit w elewacji ogrodowej i pozostałe ściany, zwieńczono szczytami (głównie schodkowymi), wzniesiono czworokątną wieżę, dodano attyki i wiele innych elementów zaczerpniętych z gotyku. Współpracujący z nim Karl Heidenreich (zatrudniony później przy przebudowie wspomnianego już wrocławskiego "pałacyku" hrabiostwa) zaproponował dopełnienie wystroju budynku detalami w stylu renesansu francuskiego. Prace nad budową obiektu przebiegały etapami, w trakcie których modyfikowano jego poszczególne elementy i uzupełniano go o przybudówki, jak czworokątne i okrągłe wieże, kaplicę, portyk z arkadami, tarasy. Finalne dzieło to wieloskrzydłowa, niejednorodna pod względem formy i stylu, nieregularna budowla. Nazwiska obu jej wykonawców zostały uwiecznione na jednej z rzeźb, przedstawiającej myśliwego (z twarzą hrabiego, który znany był z zamiłowania do polowań) trzymającego w ręku plan budowli z zamieszczonymi nań inicjałami: "CL", "CH" (pisownia obu imion z "C" na początku).
Projektanci rezydencji słynnych arystokratów tworzyli architektoniczne koncepcje w oparciu o ich wytyczne. W swych pracach musieli uwzględnić wiele czynników, takich jak pozycja i status zleceniodawców, a niekiedy też ich wyznanie oraz polityczne sympatie, ale i tych składających się na historię, pochodzenie i tradycje rodu. Wygląd budowli miał wzmacniać wrażenie jego potęgi i świetności, nieść treści odnoszące się do jego dziejów, a zarazem zaspokajać upodobania i aspiracje samych mieszkańców. Dlatego w pałacu rodziny Schaffgotschów nie mogło zabraknąć elementów symbolizujących rycerskie korzenie hrabiego (rzeźby rycerzy), ale i jego przekonania religijne (wizerunki świętych, kaplica) czy postawę patriotyczną (kolumna zwycięstwa z posągiem Nike trzymającej wieniec laurowy, rzeźba Wiktorii sławiąca wygraną przez Prusy w 1871 r. wojnę z Francją) (na podst. strony).
Oczywiście nie we wszystkich detalach pałacu zaprojektowanego przez duet Lüdecke & Heidenreich trzeba się doszukiwać znaczenia symbolicznego. Przeznaczeniem wielu z nich była funkcja czysto dekoracyjna, podyktowana wyobraźnią artystyczną i upodobaniami estetycznymi twórców a także panującymi w XIX-wiecznej architekturze rezydencjalnej trendami, ze szczególnym uwzględnieniem obranych przez zleceniobiorców stylów: neogotyku i neorenesansu. Taką też rolę miały spełniać liczne elementy wkomponowane w zasadniczą formę: wykusze, galeryjki, pinakle, iglice, wimpergi, maswerki, rzygacze, atlanty. Charakterystyczne dla gotyku okna ostrołukowe, biforia, triforia, blendy i rozety, dopracowane w każdym detalu, wzmocniły estetyczny wydźwięk całej kompozycji.
Osobną kategorię przyjętego planu wystroju budowli stanowiły kamienne (a niektóre odlane w cynku) ornamenty, rzeźby i płaskorzeźby oraz posągi, zawierające wspomniane już treści symboliczne, ideowe. W tej grupie znalazły się herby rodowe, wstęgi z sentencjami lub z nazwiskami i datami upamiętniającymi ważne dla Schaffgotschów postaci i wydarzenia, kamienne figury protoplastów rodu, świętych czy też podobizny hrabiego i hrabiny upozowanych, on - np. na myśliwego, ona -  na damę z harfą. Ta swego rodzaju rzeźbiarska kronika rodzinna przeplata się z dyskretnie dołączonymi motywami zwierzęcymi i roślinnymi.
Lüdecke & Heidenreich w swej twórczej gorączce zgotowali Schaffgotschom prawdziwą ucztę dla zmysłów, a wszystkim, którzy choć raz widzieli pałac - lekcję historii sztuki. Aby ogarnąć taką mnogość i różnorodność niuansów, trzeba by bystrego i wprawnego oka, tęgiego umysłu, obycia ze sztuką i wyczucia stylu. Zainteresowanych obszerniejszą charakterystyką obiektu odsyłam do strony.      


















O ile na dość wierny opis zewnętrznego wyglądu pałacu pozwalają zachowane szczątki budowli, jej zdjęcia i ryciny, o tyle do odtworzenia obrazu jego wnętrz musi wystarczyć wyobraźnia. Tym, co jeszcze w latach powojennych składało się na jego ponoć niemal kompletne wyposażenie zostawione przez ewakuujących się z Kopic spadkobierców hrabiostwa Schaffgotschów, "zaopiekowali się" ludzie. Można się tylko domyślać, że w grę wchodziły setki, a może tysiące drogocennych przedmiotów, pamiątek rodzinnych, mebli. Jakimś cudem kilka XVIII-wiecznych szaf gdańskich i parę obrazów (w tym datowany na XVI w., przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem na półksiężycu) trafiło do zbiorów muzeum w Nysie. Po reszcie słuch zaginął. A mówiło się, że Schaffgotschowie posiadali pokaźną kolekcję rzeźb, obrazów, książek, zbroi, trofeów myśliwskich. Podobno w sali balowej hrabia urządził prywatną wystawę XIX-wiecznego malarstwa niemieckiego z płótnami Karla Friedricha Lessinga, Adriana Ludwiga Richtera czy Wilhelma Camphausena. Jakie inne okazy sztuki udało się zgromadzić w kopickiej rezydencji jej właścicielom, tego się już prawdopodobnie nie dowiemy. Pałac miał powierzchnię kilku tysięcy metrów kwadratowych i składał się z dziesiątek pomieszczeń: jadalń, sypialń, gabinetów, sali balowej, oranżerii, kaplicy. Nawet nieumeblowany, pozbawiony sprzętów i przedmiotów ozdobnych musiał imponować sztukatorskimi i snycerskimi elementami wystroju, gatunkami drewna, ceramiki, piaskowca czy kamienia użytych do wykończenia podłóg, ścian, kominków, kolumn i postumentów. Z pewnością tak było.
Tak skończenie doskonałe dzieło architektury potrzebowało godnego tła. Wielohektarowa powierzchnia przyległych do pałacu terenów stwarzała wręcz wymarzone możliwości aranżacyjne, ale wymagała też sporych umiejętności koncepcyjnych. Prace nad zaadaptowaniem całego kompleksu, składającego się z parku romantycznego, dziesięciu stawów i fragmentów pobliskiego lasu, ruszyły w tym samym roku co rozbudowa pałacu. Obejmowały też zaprojektowanie obiektów małej architektury i wykonanie rzeźb ogrodowych. Tuż przy pałacu założono trawniki, klomby i rabaty kwiatowe. Stawy połączono systemem rowów i kanałów, nad którymi poprowadzono kamienne mostki. W całej przestrzeni parkowej wydzielono punkty i tarasy widokowe, rozstawiono budowle przeznaczone do wypoczynku i kontemplacji (glorietę, pawilon chiński), postawiono kamienne konstrukcje - imitacje wieży obronnej i groty - wybudowano fontanny i bramy parkowe. Wzniesiono mauzoleum i kapliczkę. Park stał się też miejscem ekspozycji ponad tysiąca rzeźb i posągów o szerokim przekroju tematycznym: od motywu zwierząt (jeleni, gryfów), karłów po świętych i postaci upamiętniające ważne wydarzenia dziejowe. Z niektórych budowli zostały jakieś strzępy, z rzeźb udało się wyrwać złodziejom tylko jedną (!), autorstwa Karla Kerna - posąg św. Krzysztofa pod kamiennym baldachimem z pinaklami, który dzisiaj, po pracach konserwatorskich, znajduje się w Opolu (w pobliżu Collegium Minus Uniwersytetu Opolskiego).
I na tym właściwie można by zakończyć tę makabryczną historię, gdyby nie jeden jasny punkt - budynki dawnego folwarku. Stoją tuż przy drodze prowadzącej do parku, na wprost linii drzew. Niedawno musiały przejść częściowy remont. Dachy niektórych nakryto nową dachówką. Jeden z budynków, najokazalszy, położony centralnie, lśni świeżością dopiero co nałożonego tynku. Ściany innych - wykonane z dwukolorowej cegły gdzieniegdzie przeplatanej kamieniem - nie noszą prawie żadnych śladów zniszczeń, nie mają ubytków. Czyżby stanowiły niezbyt łakomy kąsek? A jest na czym oko zawiesić. Taki np. budynek stajni - pod względem architektury niewiele ustępuje niejednemu pałacowi. Nie może się oczywiście równać z kopicką rezydencją, ale w paru detalach, w cechach neogotyckich do niej nawiązuje. Wybudowany w tym samym czasie co ona, tj. w 1863 r. (data nad wejściem); trójskrzydłowy; w części centralnej posiada ryzalit z portalem ozdobionym maswerkiem, którego motyw powtarza się w umieszczonych po bokach ostrołukowych oknach, z ozdobnym szczytem i blankami, z dostawioną z tyłu wieżą zwieńczoną również blankami; ściany bocznych skrzydeł zakończone szczytem schodkowym z trzema rzędami ostrołukowych okien i z rozetą. Inne budynki, choć mniej wystawne, też nie są pozbawione ciekawych elementów. W ich bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się równie interesująca zabudowa mieszkalna, prawdopodobnie z początków ubiegłego wieku. Nad domami wznoszą się wieża i komin przyfolwarcznej gorzelni. Została wybudowana w tym samym okresie i stylu (z elementami neogotyckimi) co pałac.
 













Długo zastanawiałam się, jak zakończyć ten tekst. Przypadek pałacu w Kopicach jak w soczewce skupia całą prawdę o stosunku Polaków do dziedzictwa kulturowego. Po wojnie opuszczonym, ale niedotkniętym działaniami wojennymi pałacem "zajęli się" ludzie. Każdy mógł wziąć, co chciał, zniszczyć, co mu się żywnie podobało, a na dokładkę "kopnąć go w tyłek" i puścić z dymem. Może byli i tacy, którym zrobiło się go żal, którzy tego nie pochwalali, ale dla świętego spokoju siedzieli cicho. Władze były pewnie w tym czasie zajęte "ważniejszymi sprawami". Może wolały udawać, że niczego nie widzą albo że nic złego się nie dzieje. Albo też w duchu popierały i rozumiały takie partyzanckie metody rozliczania się z wrogiem, przeszłością i z niesprawiedliwością bożą. Aż przyszły nowe czasy, nowe rządy, a wraz z nimi nowa hierarchia potrzeb i wartości. Sprawy dotyczące podupadłych, sypiących się zamków, pałaców i dworów zostały odłożone ad acta. Państwo nie znalazło czasu, środków i pomysłu na zajmowanie się tzw. dziedzictwem, choć kiedy trzeba było, opiewało je i niosło na sztandarach. Co jakiś czas niektóre obiekty trafiały na rynek nieruchomości. Tak jak pałac w Kopicach. Plan był taki: przyjdzie nadziany gość i zrobi porządek: wyremontuje ruderę, a potem urządzi sobie w niej np. hotel. I problem z głowy. I wszyscy będą zadowoleni. Minęło dwadzieścia lat z hakiem. Ludzie, którzy wykupili pałac, nie urządzili w nim hotelu, lecz jeszcze większe pobojowisko. Co na to przedstawiciele władzy i tzw. osoby odpowiedzialne? Ano nic. Całą związaną z tym aferę można prześledzić na  stronie.
Pałac w Kopicach jak żaden inny cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Zyskał sobie wielu sympatyków, a jego najnowsza historia nikogo nie pozostawia obojętnym. Przy okazji budzi dużo emocji: od zachwytu i smutku po oburzenie, wściekłość. W poświęconych mu artykułach, które odnalazłam w internecie, padły wszystkie możliwe słowa oddające nastroje tych, którym dobro pałacu leży na sercu. Jego najnowsza historia to pasmo niekończących się przepychanek, skandali, naruszeń prawa. W jego sprawie podejmowano niezliczone interwencje w postaci protestów, petycji, próśb, pism, apeli (1, 2). Stał się obiektem zainteresowania dziennikarzy (strona) i nie tylko (strona). Co jeszcze można dla niego zrobić, skoro słowa nie mają mocy sprawczej, trafiają w próżnię, a wysiłek wielu ludzi idzie na marne, na walkę z wiatrakami?
Historia pałacu w Kopicach nie jest przypadkiem odosobnionym, o czym wiedzą wszyscy ci, którzy śledzą losy naszych zabytków. W czym zatem tkwi problem? Gdzie leży przyczyna? Nie chcę powtarzać tego, co powiedzieli już inni, mądrzejsi, bardziej kompetentni i obeznani z tematem. Jeśli ktoś nie ma jeszcze dość przykładów indolencji, ignorancji i arogancji różnych środowisk odpowiedzialnych za taki stan rzeczy i chciałby poznać opinię innych osób, to polecam na początek strony 1 i 2. Ciekawą dyskusję w tej kwestii można prześledzić też tutaj.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz