19 kwietnia 2013

Nowa Ruda



Czasami, gdy mam dość wielkomiejskiej bieganiny, tłoku i zgrzytu ulic, zaszywam się na parę godzin w nieodległych od miejsca mojego zamieszkania miejscowościach, znanych mi dotąd z nazwy, z wyrywkowych, pośpiesznych spojrzeń przez szybę samochodu. Lubię atmosferę małych miast, ale tylko na chwilę, jako widz; wolę w nich bywać gościem, niż osiąść na czas dłuższy.
Gdy jest się mieszkańcem takiej kilkutysięcznej mieściny, bywa się nią najczęściej znudzonym i rozczarowanym. Choć nie zna się bądź nie pamięta nazw wszystkich (raptem kilkudziesięciu) ulic, bez trudu ogarnia się w wyobraźni całą tę przestrzeń, która wydaje się ściśnięta i skondensowana, jakby była zamknięta w pudełku, a linie jej dróg i cały jej kontur można by obrysować jednym ruchem dłoni, nie odrywając jej od kartki. Mieszkając na tych kilkunastu kilometrach kwadratowych, czujesz się jak w przyciasnej kurtce, pozapinanej szczelnie pod samą szyję, ograniczającej swobodę ruchów i lekkość oddychania. Albo wydaje ci się, że jesteś na łódce zakotwiczonej gdzieś u nieznanych brzegów, z dala od wspaniałych, wielkich lądów tętniących życiem i swobodą.
Ilekroć bywam w małych miejscowościach, udziela mi się panująca w nich atmosfera oczekiwania na nadejście czegoś, co odmieni powtarzalny, przewidywalny i spowolniony rytm codzienności. Nadzieja ta dochodzi do głosu zwłaszcza w niedzielne popołudnia, kiedy minie już pora porannych mszy i obiadów zjedzonych w gronie rodzinnym. Latem, gdy jest ciepło, można pójść na lody do jednej z dwóch lodziarni, a potem przespacerować się głównym deptakiem albo przysiąść na skwerku i popatrzeć na nielicznych przechodniów. Ale jesienne szarugi i zimowe chłody zniechęcają do wyjścia z domu, a ulice cichną i nieruchomieją. Tylko niestrudzone chłopaki i dziewczyny, gnane młodością, wydeptują ścieżki do miejsc sobie tylko znanych....
Niektóre miejscowości mają coś, co - mimo niezbitych argumentów przemawiających na ich niekorzyść, a wynikających z samej natury małomiasteczkowej "urody" - nadaje im indywidualny koloryt, styl, charakter. Choć spowijające niekiedy te miejsca wyziewy biedy i beznadziei nie dodają im uroku, to władcza i krzykliwa wszechobecność brzydoty nie jest w stanie zawłaszczyć i unicestwić wielowiekowego dorobku ludzkiego i naturalnych uwarunkowań, z których mieszanki wyłania się owo "coś". I właśnie ono interesuje mnie i frapuje najbardziej i o nim chcę opowiadać poprzez obrazy utrwalone na fotografiach.
Nowa Ruda jest dwudziestoparotysięczną miejscowością położoną na Dolnym Śląsku, w powiecie kłodzkim. Nazwa wskazuje na przemysłowy charakter miasteczka. I słusznie - przez wiele lat, już na długo przed drugą wojną światową, rozwijał się tu przemysł, głównie wydobywczy i włókienniczy. W latach 90. ubiegłego stulecia pozamykano kopalnie, stanęła produkcja w większości zakładów. Nowa Ruda wstąpiła w szeregi "straceńców", którym przemiany systemowe podcięły nogi i odjęły mowę. Dziś jest tu smutno, szaro, głucho. W ciepłe letnie, niedzielne popołudnie tylko kilka osób zasiadło w ogródku pod ratuszem. Nie widać przyjezdnych, a miejscowi skwapliwie wysiadują w oknach, oparci o parapety. W uliczkach mijamy pojedynczych przechodniów, raczej nie spacerowiczów. Odgłosy życia docierają z pouchylanych okien starych kamienic i robotniczych klocków z betonu. Centrum, czyli ryneczek, jak wszędzie: odszykowane, miłe dla oka. Miasto miało gest: pomalowano kamieniczki, jedną z bocznych uliczek przekształcono w reprezentacyjny deptak.  Nie żałowano też na renowację ratusza: wyjątkowego, zadziwiającego, niemającego sobie równych. Ale to wszystko, im dalej od centrum, tym biedniej, brudniej, smętniej. Tak jakby rewir odpowiedzialności i troski władz miejskich zamykał się na przestrzeni kilkuset metrów kwadratowych wokół ich siedziby, i które, jak wszystko zdaje się mówić, od reszty miasta umyły ręce. I wielka szkoda, bo ma ono, mówiąc współczesnym językiem, wielki potencjał. Nowa Ruda dostała od natury górzyste, pofałdowane ukształtowanie terenu - leży przecież u podnóża Gór Sowich. Malownicze wzniesienia porośnięte gęstymi lasami otulają miasteczko, a w jego kręte, stromo biegnące uliczki łagodnie wlewają się wody rzeki Włodzicy. Prócz wspaniałych walorów krajoznawczych miejscowość posiada również mnóstwo zabytków (choć podobno to i tak skromna część tego, co było tu przed wojną): kościołów (siedem albo osiem!), klasztor, dwa pałace, dwór i mnóstwo zabytkowych kamienic z niesamowitymi detalami architektonicznymi, w tym szczególnie interesujące XVIII- i XIX-wieczne podcieniowe domy tkaczy nad brzegiem Włodzicy. Gdyby odnowić i odświeżyć stare mury, naprawić drogi i chodniki, uporządkować i zazielenić zaniedbane i slamsowate skwerki i zaułki, pobudować hoteliki i kawiarenki, byłoby tu niezwykle i magicznie... Ależ się rozmarzyłam. Jednak takie wizje same nasuwają się na myśl, kiedy spaceruje się po Nowej Rudzie. Trudno też oprzeć się gorzkiej refleksji: jak to się robi gdzie indziej i dlaczego u nas też tak nie można?
Nowa Ruda jest bez wątpienia miejscem nietuzinkowym, specyficznym i klimatycznym, budzącym jednak mieszane uczucia: wszelkie pozytywne wrażenia, wywołane bogactwem i różnorodnością przyrody i architektury, gasi natychmiast odruch złości i żalu, że wszystko to i tak idzie na marne, skazane jest na pastwę losu, spisane na straty. Teraźniejszość odwraca się tu ciągle z utęsknieniem za minionymi już "dobrymi czasami", a przyszłość tylko czeka odpowiedniego momentu, by uciec stąd jak najdalej, zapomnieć,wymazać z pamięci to miejsce...
Choć spędziłam w Nowej Rudzie parę godzin, nie dotarłam do wielu, z pewnością ciekawych, wartych zobaczenia miejsc (do wszystkich kościołów, wież widokowych, podziemnej trasy turystycznej w kopalni węgla itd.). Tym, co interesowało mnie bowiem najbardziej i na czym skoncentrowałam swoją uwagę, były zabytkowe domy. O nich głównie opowiada kolekcja zdjęć, które teraz zaprezentuję. Niektórych spotkanych po drodze obiektów nie udało mi się zidentyfikować, toteż pozostaną anonimowe, inne postaram się opatrzyć choćby krótką notatką.

 Widok na pałac z XVI w. przy ul. Piłsudskiego 2

Fragment pałacu i jedna z kamieniczek w Rynku

Pałacowe wrota

 Ratusz z 1884 r. (przebudowany w latach 1892-1894)

Detale architektoniczne ratusza




Fontanna (1756 r.) przed ratuszem, z figurą św. Floriana



Kamienica, Rynek


Kamienica, Rynek


Kamienica, Rynek


Kamienica, Rynek

Kamienica, Rynek

Kamienica, Rynek

ul. Podjazdowa

Kamienica, ul. Przechodnia

Kamienica, ul. Przechodnia



Kamienica (1786 r.), ul. Piastów 5






Dom (II połowa XVIII w.), ul. Piastów 7

Dom, ul. Piastów 

Dom (XVI w.), ul. Piastów 19

Dom (1779 r.), ul Piastów 23

Dom, ul. Piastów


Budynek z XIX w., Plac Grunwaldzki 


Kamienica (koniec XVIII w.), ul. Kościelna 12


Detale architektoniczne na pozostałych kamienicach, których lokalizacji niestety nie podaję, gdyż nie pamiętam.







Herb miasta na jednym z budynków

Domy tkaczy (XVIII, XIX w.) nad rzeką Włodzicą

Rzeka Włodzica

Włodzica, w oddali kościół Podwyższenia Krzyża Świętego

Rzeźba (1755 r.) św. Michała Archanioła przed kościołem PKŚ

Epitafium (XVII w.) dzieci Hieronima Kesslera w murze otaczającym kościół pw. św. Mikołaja



Epitafium (XVII w.) córki miejscowego pisarza w murze kościoła pw. św. Mikołaja

 Komisariat Policji (1887-89 r.), ul. Bohaterów Getta

Dom przy jednej z uliczek odchodzących od Rynku




Z pewnością warto zajrzeć do Nowej Rudy, a może pobyć w niej trochę dłużej. Spacer po krętych ulicach, to pnących się w górę, to biegnących stromo w dół, pełnych intrygujących połączeń, przejść i zakamarków, z widokiem na zielone wzgórza, w które wtopione jest miasteczko, może być ciekawy i zajmujący sam w sobie. Osobom ceniącym dawną architekturę z pewnością przypadnie do gustu wszechobecna XVIII- i XIX-wieczna (a niekiedy i starsza) zabudowa z licznymi rozmaitymi zdobieniami i detalami architektonicznymi. Prócz domów, kamienic i kościołów w głównej części miasteczka można odnaleźć też wiele pojedynczych, porozrzucanych po odleglejszych zakątkach, ale nie mniej zaskakujących i zasługujących na uwagę, dawnych budowli. To bardzo dużo atrakcji jak na jedną niewielką miejscowość zaszytą na południowych krańcach kraju, tuż przy granicy czeskiej. Ale dla osoby przyjeżdżającej tu w celach turystycznych same malownicze krajobrazy i budowle, odziane choćby i w historycznie i architektonicznie cenne, ale brudne, zakurzone, postrzępione i podziurawione szaty, to za mało. Może więc warto o tym pomyśleć, nim miejsce to popadnie w całkowite zapomnienie i niełaskę.

4 komentarze:

  1. Pięknie dziękuje za zainteresowanie się moim rodzinnym miasteczkiem.Jest ono warte uwagi i zwiedzenia,pozdrawia była mieszkanka Nowej Rudy Stasia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to opracowałaś....w 2005 r pierwszy raz tu mnie przywieziono i zakochałam się w tym mieście i okolicach....pisz i fotografuj dalej...powodzenia....szlachcianka

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ciepłe słowa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładny opis.

    OdpowiedzUsuń